poniedziałek, 30 grudnia 2013

42. Bożydar Grzebyk "A komu czasem nie odbija ?"

Bożydar Grzebyk z wykształcenia historyk, absolwent Instytutu Historii UJ. W swoim życiu podróżował i pracował za granicą, jednak tęsknota za Krakowem z powrotem sprowadziła go do Polski. Wtedy jego burzliwe życie poukładała wpływowa ciocia, która zmusiła go do zostania urzędnikiem.”Praca za biurkiem przyniosła mu stabilizację finansową, ale także i miłość”, bo poprzez koleżankę z pracy poznał swoją przyszłą żonę. Stabilizacja jednak troszkę go przytłaczała, dlatego szukał jakiejś odskoczni, wytchnienia. W ten sposób rozpoczęła się przygoda Pana Bożydara z pisaniem. Pisze głównie nocami, gdyż jak mówi cierpi na bezsenność. Jego pierwszą powieścią, z która miałam przyjemność się zapoznać jest „A komu czasem nie odbija ?”

Trzydziestoletni Jurek Święconka uczciwy, spokojny, mający ogromny zapał do pracy, nieśmiały, a zarazem bardzo cierpliwy, w niefortunny sposób traci pracę w hurtowni dewocjonaliów. Rozgoryczony udaje się do pobliskiej pijalni piwa, gdzie spotyka Grafa i Bibułę, „dwóch cieszących się powszechnym szacunkiem bandytów” Popijając wspólnie piwko bandyci obiecują Święconce załatwić pracę w zakładzie pogrzebowym „Święta Pamięć” należącym do pana Miecia.
Niestety nasz Jureczek i w tej pracy nie stroni od kłopotów. Przepychany z miejsca na miejsce ima się różnych zajęć, poczynając od pomocnika w montażu trumien, kończąc na mówcy pogrzebowym. W związku z ostatnią fuchą musi bliżej poznać każdego swojego „klienta”, co powoduje, że odwiedza rodzinę i znajomych nieboszczyka i prowadzi z nimi rozmowy.
Główkuje, wyciąga wnioski z tego co usłyszy i w zależności od „rodzaju klienta”- inteligenta, inżyniera, zwykłego robotnika, układa odpowiednią mowę pogrzebową. Odnosi ogromny sukces, ale jego życie znowu komplikuje się z powodu Maniusia Brzytewki...

„A komu czasem nie odbija ?” jest krótką powieścią, napisaną lekkim, niesamowicie przyjemnym piórem. Poznajemy całą plejadę bohaterów, posiadających ciekawe przydomki, wzbudzających w nas co chwilę odmienne uczucia. Książka początkowo wydawał mi się ot takim lekkim, pełnym dobrego humoru czytadłem. O jak bardzo się myliłam! Powieść ta stanowi odzwierciedlenie naszej dzisiejszej, brutalnej rzeczywistości. Świata, w którym panuje zazdrość, zawiść,chciwość, pycha, chęć bycia zawsze najlepszym, zawsze bez winy... Autor uświadamia nam również jak łatwo jest krytykować i oceniać innych, jednocześnie nie przyjmując krytyki skierowanej do nas samych.
Czytając często zatrzymywałam się na chwilkę, czasami nawet wracałam do wybranych fragmentów, żeby móc jeszcze raz przeanalizować to co przeczytałam, bądź pośmiać się z niektórych anegdot. Myślę, że ta książka wręcz zmusza do refleksji, do przemyśleń...Czy taki idealny człowiek, jakim był Jurek potrafi odnaleźć się w naszych czasach?

Chciałabym bardzo, żeby ta powieść doczekała się kolejnej, równie emocjonującej i zabawnej kontynuacji. Z chęcią śledziłabym dalsze losy Jureczka...

Za książkę serdecznie dziękuję Pani Anecie z Wydawnictwa Grodkowskie.
Równocześnie bardzo przepraszam, że dopiero teraz przeczytałam i opisałam otrzymany egzemplarz.

Okładka: miękka
Ilość stron: 181
Wydawnictwo: Grodkowskie
Rok wydania: 2010

Moja ocena: 7/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pierwsze słyszę”, „Czytamy powieści obyczajowe”
„Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polska literaturę II”, „Z półki 2013”,




                                              W Nowym Roku życzę Wszystkim  zdrowia, szczęścia, pomyślności,
                                               potęgi miłości, siły młodości,
                                               samych spokojnych, pogodnych dni
                                               i mnóstwa cudownych i wzniosłych chwil (najlepiej z książką w ręku)
                                               Niech taneczny, lekki krok
                                               będzie z Wami cały rok.
                                               Niech prowadzi Was  bez stresu
                                               od sukcesu do sukcesu. 
                                             



czwartek, 26 grudnia 2013

41. Stefan Darda "Dom na wyrębach"

Akcja powieści rozgrywa się w klimatycznym, oddalonym od gwaru miejskiego przysiółku Wyręby na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Miejsce  fikcyjne, ale autor opisuje je w bardzo ciekawy i realny sposób, tak że mamy wrażenie, iż istnieje ono w rzeczywistości.

Marek Leśniewski, 40-letni doktor praw Uniwersytetu Wrocławskiego,wdaje się w kolejny romans, tym razem ze swoją studentką. Przez przypadek zostaje nakryty na zdradzie, przez przyjaciółkę swojej żony. Po szybkim rozwodzie i podziale majątku, mężczyzna postanawia opuścić Wrocław i udaje się do Lublina, miasta które doskonale zna z czasów studenckich. Kupuje dom oddalony 40 kilometrów od Lublina. Zniszczoną chatę na odludziu, gdzie jedyną oznaką cywilizacji są stare słupy doprowadzające energię elektryczną do dwóch sąsiadujących ze sobą gospodarstw.
Michał rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu, ale czy właśnie o takim życiu marzy...?

Książka podzielona jest na trzy części. Każda część obejmuje dwa kolejne miesiące roku 1995,
poczynając od lipca-sierpnia i zakończona jest krótkim epilogiem. W każdej części znajdują się krótkie ponumerowane podrozdziały, co powoduje, że czyta się ją w szybkim tempie. Początkowo główny bohater bardzo mnie denerwował. Nie było podrozdziału, w którym Mareczek nie sięgałby po alkohol. Piwo, wino, wódka lała się szerokim strumieniem rzekomo dla uspokojenia nerwów naszego rozdygotanego bohatera. Poza tym akcja książki rozwijała się powoli, a ja ciągle czekałam na te „straszne, ziejące grozą” momenty. Owszem po dłuższym oczekiwaniu pojawiły się ciekawe fragmenty z dreszczykiem, nadprzyrodzone motywy oparte na wierzeniach ludowych,co spowodowało, że tempo akcji znacznie wzrosło. Polubiłam również Marka z jego niesamowitą pasją ornitologiczną i chęcią niesienia pomocy innym. Z dużą ciekawością śledziłam, jak nasz bohater powoli odkrywał tajemnice, którymi spowite były Wyręby, a także jego nowy, niesamowicie skryty sąsiad Jaszczuk.
Dodatkowo wielkim plusem było dla mnie zaskakujące zakończenie z dreszczykiem!

Książka ma swój klimat, jednak nie jestem w stanie powiedzieć czy jest on „utrzymany w klimacie prozy Stephena Kinga” ( te słowa widnieją na okładce), gdyż nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po powieści słynnego mistrza horroru.

Okładka: miękka
Ilość stron: 330
Wydawnictwo: Videograf II
Rok wydania: 2009

                                                       Moja ocena: 7/10

  Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Z półki 2013”,”Czytamy i
polecamy”, „Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę”
Z literą w tle”,”Debiuty pisarskie”,”100 książek, które trzeba przeczytać
przed śmiercią” oraz „Pierwsze słyszę”

sobota, 14 grudnia 2013

40. Małe co nieco :)

Chciałabym wszystkim, którzy pisali do mnie i pytali się czemu zniknęłam, bardzo podziękować za troskę i słowa otuchy. Tęskniłam bardzo za Wami. Czytać czytałam i czytam, jednak jest to zbyt mało, żeby regularnie prowadzić blog i pisać recenzje. Dlatego spróbuję od czasu do czasu wstawiać krótkie notatki, opinie na temat tego co udało mi się pochłonąć w ostatnim czasie. Postaram się także częściej zaglądać na Wasze blogi ( bo zaglądać zaglądałam ) i w końcu zostawiać swoje komentarze pod Waszymi recenzjami.
Jeszcze raz dziękuję Wszystkim i serdecznie pozdrawiam:)


Vanessa James i Lynne Barrett-Lee -"Dziewczynka bez imienia"


„Dziewczynka bez imienia” powstała z notatek córki, która chciała spisać i utrwalić na papierze strzępki wspomnień swojej matki, którą uważała za ogromna bohaterkę. Owe zapiski nie miały stanowić przepustki do sławy, czy dużych pieniędzy. Miały być utrwaleniem ciekawych a zarazem dramatycznych losów Mariny Chapman, która jako niespełna 5-letnie dziecko została porwana z rodzinnego domu. Wywieziona w nieznane, a w końcu nie wiadomo dlaczego porzucona przez porywaczy w kolumbijskiej dżungli, musiała odnaleźć się w nowej sytuacji, przyzwyczaić do nowych warunków życia i znaleźć nowe bratnie dusze, którymi okazały się małpy kapucynki.
To one dały jej poczucie bezpieczeństwa, a Marina powoli z dnia na dzień czuła, że staje się jedną z nich, częścią stada. Z jednej strony było to przerażające, lecz z drugiej strony łagodziło ból i tęsknotę w sercu małej bohaterki.
Tak zaczyna się niesamowita, przyprawiająca o ciarki na plecach historia Mariny, która w międzyczasie miała wielokrotnie zmieniane imię, w zależności gdzie się znajdowała. Ta historia, to nie tylko życie dziewczynki w tajemniczej, rządzącej się swoimi prawami dżungli. To dopiero początek niesamowitych, dramatycznych przeczyć, które towarzyszyły jej przez kilka lat, zanim odnalazła dobrych ludzi, którzy się nią naprawdę zaopiekowali i obdarzyli miłością.

Książkę czyta się bardzo szybko. Trudno się oderwać od tak przejmującej historii, tym bardziej frapującej, że jest ona oparta na prawdziwych wydarzeniach. Czytałam i czekałam, aż Marinę w końcu opuszczą kłopoty i jej życie rozjaśni się. Sama bohaterka wielokrotnie w książce zaznacza, że to opatrzność Boża czuwała nad nią i nie pozwalała jej zginąć.
Dodatkowym atutem książki są przepiękne opisy przyrody. Zarówno roślinności, jak i wyglądu, i zachowania się zwierząt. Wiele z nich Marina rozpoznawała na podstawie zdjęć i dopiero wtedy
dowiadywała się jak nazywały się rośliny, które towarzyszyły jej w dżungli, i którymi wielokrotnie żywiła się.
Jedynym minusem dla mnie są troszkę naciągane niektóre spostrzeżenia. Uważam, że są to raczej przemyślenia dorosłej, oczytanej kobiety, niż małego przerażonego dziecka.

„Czułam zapach trawy i wszechobecny ciepły aromat ziemi. Nie byłam w stanie na niczym się skupić...Chciałam umrzeć. W końcu jednak strach i beznadzieja zmieniły się w głód i ostry ból w żołądku zmusiły mnie do pogodzenia się z faktem, że nie zanosi się na to,żebym wkrótce miała odejść z tego świata”

Nie jestem do końca przekonana, czy pięcioletnie dziecko jest zdolne do tego, żeby myśleć o śmierci w stanie zagrożenia, czy raczej płacze i myśli o tym, żeby mama je znalazła.


W książce znajdziemy jeszcze parę podobnych fragmentów, które mimo wszystko nie umniejszają jej wartości. Uważam, że warto sięgnąć po tę pozycję i podziwiać hart ducha, determinację przeżycia i przede wszystkim to, że po tylu okropnych zdarzeniach, tylu latach tułaczki Marina Chapman stała się mimo wszystko piękną, mądrą kobietą, która założyła rodzinę i nie bała się publicznie opowiedzieć swojej dramatycznej historii życia.

Okładka: miękka
Ilość stron: 319
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2013                       Moja ocena: 8/10

Nikos Kazantzakis - "Biedaczyna z Asyżu"

Franciszek syn bogatego kupca Piotra Bernardona wiódł beztroskie, grzeszne życie. Dopiero spotkanie z żebrakiem, którego nazwał Leon, wywróciło jego codzienność do góry nogami. Odmieniło całkowicie jego los. Porzucił marzenia o ślubie z piękną Klarą, liczne podróże, polowania, wszystkie przyjemności, które dotychczas towarzyszyły mu na każdym kroku.
Stał się ubogim materialnie, ale bogatym na duchu człowiekiem. Jego głównym celem w życiu stało się pomaganie innym, miłość do wszystkich bliźnich, a także ubóstwo, post i częsta modlitwa.
Wystawiany przez Boga na próby, z wielkim oddaniem i pokorą pokonywał wszelkie trudności i pokazywał Panu Bogu, że dla niego jest w stanie zrobić wszystko.

„Z im większych nizin wychodzisz, tym wyżej się wzniesiesz. Największą zasługą walczącego chrześcijanina nie są jego cnoty, ale walka, którą musi toczyć, aby zamienić w cnotę swój
bezwstyd,tchórzostwo, brak wiary, złość.”

W codziennych jego wędrówkach i można rzec przygodach, dzielnie towarzyszył mu ów żebrak, nazwany przez Franciszka bratem Leonem. To on co wieczór spisywał na skrawkach papieru, korze, skórach zwierzęcych wszystko to co się zdarzyło, owego dnia. Wszystko to co uważał za godne przekazania innym, lub to o co go prosił Franciszek, żeby zanotował. Brat Leon chciał, aby słowa wypowiadane przez jego towarzysza przetrwały wiecznie, nie poszły w zapomnienie...

„Mówiłem sobie, że jedno Twoje słowo może zbawić jakąś duszę i jeśli go nie przekażę ludziom, ktoś może zostać potępiony z mojej winy” 

Dlatego Leon zapisywał wszystko z wielką gorliwością. Wiedział, że słowa Franciszka będą lekarstwem na zagubione dusze i wielkim podtrzymaniem wiary dla tych, którzy już się nawrócili.
Przeczytanie tej książki było dla mnie ogromną radością. Powieść napisana jest przepięknym językiem, zawiera wiele wspaniałych myśli, opisuje niesamowite wydarzenia, a także cuda, których dokonywał Franciszek. Czytając towarzyszyła mi niesamowita gama, wiele razy sprzecznych uczuć; radości, zadumy, smutku, żalu...
Wielokrotnie odkładałam książkę na bok, żeby wypisać sobie w zeszycie napotkane cytaty. Niestety moja pamięć nie jest doskonała i nie byłam w stanie ich wszystkich zapamiętać, a nie chciałabym, żeby poszły w zapomnienie. Chciałabym zerkać na nie od czasu do czasu i delektować nimi swoją duszę. Chciałabym, żeby w tych naszych niezbyt dobrych czasach wskazywały mi tą drogę, którą powinnam i chcę kroczyć na co dzień.

„Jakaż to rozkosz, nie mieć żadnych pragnień, nie myśleć o samym sobie, zapomnieć nawet swojego imienia i zdać się we wszystkim na wolę Bożą. To jest dopiero prawdziwa wolność”

Okładka: miękka
Ilość stron: 391
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Pax
Rok wydania:2012 
                                                                  Moja ocena: 9/10
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...